10 sierpnia 2017

VII Pierwsza lekcja

Z dedykacją dla Złej Istoty, której zawdzięczamy wszystkie romantyczne opisy w tej notce.
~~

Neva przebudził się nad ranem. Czując dalszą potrzebę snu nie otwierał oczu. Coś jednak go obudziło. Nasłuchiwał przez dłuższą chwilę, ale usłyszał tylko kąpiącą gdzieś w oddali wodę. Uspokoił się i postanowił spać dalej.
W tym właśnie momencie zdał sobie sprawę, że nieświadomie przytula coś jedną ręką.
Dalej nie otwierając oczu zaczął przesuwać po nieokreślonym przedmiocie swoją dłoń. Zaskoczyła go miękkość i gładkość rzeczy którą dotykał. Niby miękkie w dotyku, jednak definitywnie nie była to poduszka. Przyjemne ciepło emanujące od przedmiotu działało na niego wręcz uspokajająco, a niepokój który odczuwał był już prawie niewyczuwalny.
Delikatnie zaczął przesuwać dłoń do góry po aksamitnej powierzchni nieznanego przedmiotu.
Nagle zatrzymał się.
Tak! Definitywnie rzecz pod jego dłonią rytmicznie unosiła się lekko w górę i w dół. To właśnie ten fakt nakłonił Vidama do uchylenia zaspanych powiek i przyjrzenia się przytulanej istocie. Od razu rozpoznał zielono-rudą czuprynę obiektu swoich westchnień, co uczyniło go najszczęśliwszą sobą na świecie.
Młodzieniec wtulił się w Surrow, uważając aby jej nie zbudzić i dołączył do niej w krainie snów.

•••

Glenn siedział skulony w pomieszczeniu, w którym zwykli przebywać strażnicy. Nie obchodził go powód nieobecności ledikan, ani to czy jego towarzysze już się przebudzili. Chciał być sam, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Przede wszystkim starał się jakoś uspokoić i opanować moc, ale ta w żaden sposób nie chciała poddawać się jego woli. Na domiar złego nagromadził jej w sobie za dużo i nie był w stanie niczego przelać w kamienie otrzymane od Lyphionima. Teoretycznie zaklęcie służące do przelana mocy na inną istotę powinno zadziałać i w tym przypadku, lecz tak nie było.
— Cholera by to wzięła — zaklął Jesse, co zdarzało mu się naprawdę rzadko.
— Trzeba było nie zostawać magiem, a nie miał byś takich problemów — zakpił z niego Plitheon.
— Mógłbyś z łaski swojej milczeć, tak jak to robiłeś do tej pory? — warknął szlachcic. — Mówiłem już, że to wyszło przypadkiem.
— Jasne, przypadek. Mam serdecznie dość twojego idiotyzmu, Jesse. Po co w ogóle zabierałeś mnie ze sobą, co? Zgniótłbym tego demona i nie musielibyśmy tu tkwić, ale oczywiście, ciebie musiały ratować dwie kobiety, w tym neathianka. — syknął bakugan i ciągnąłby dalej tyradę, ale przerwała mu Dayna, która niespodziewanie weszła do pomieszczenia.
— Masz coś do neathianek? — rzuciła hardo.
— Z magami nie rozmawiam — mruknął ventus i zwinął się z powrotem w kulę.
— Wybacz, to rodowy bakugan — próbował tłumaczyć się poeta, nie chcąc w żaden sposób narazić się ledikance.
— Nie przepraszaj za niego — fuknęła dziewczyna. — I to nie jest żadne usprawiedliwienie. Nikt nie wybaczy szlachcie obelg, bo są szlachtą.
Jej słowa trochę zraniły młodzieńca, ale wiedział, że ma ona rację i powód by nienawidzić jego warstwy społecznej. Nie chciał też mieć wroga w potencjalnie jedynym sojuszniku.
— Spokojnie, do ciebie nic nie mam — sprostowała łuczniczka, widząc jego skwaszoną minę. — Ale powinieneś utrzeć nosa temu ventusikowi.
— Wiem, ale odkąd dowiedział się, że jestem magiem i tak praktycznie się do mnie nie odzywa. — Poeta uśmiechnął się słabo, ale praktycznie natychmiast z powrotem posmutniał.
— Nie boisz się, że na ciebie doniesie?
— Niezbyt. — stwierdził i po chwili skrzywił się z bólu, łapiąc za skronie.
Zdążył już przywyknąć do tępego bólu, który towarzyszył mu od jakiegoś czasu, ale ten niespodziewanie się nasilił.
— Migrena od nadmiaru mocy, prawda? — zgadła neathianka, stanowczo zabierając dłoń Jessego z jego czoła i sama sprawdziła, czy ten nie ma gorączki. — Jest źle. Musisz jak najszybciej pozbyć się mocy, albo cię ona zabije. Dostałeś kryształy energii od Lyphionima?
— Gdybym jeszcze wiedział jak ich użyć — mruknął Glenn. — Tego nie da się zrobić zaklęciem na przekazanie energii. Próbowałem.
— Da się, ale Lyphionim prawdopodobnie wyjaśnił ci to bardzo pobieżnie, licząc, że Ren bardziej zagłębi się w szczegóły. Pozwól, że ci pokażę. — Dayna zajęła miejsce naprzeciwko młodzieńca i złapała go za ręce. — Na początek zamknij oczy i skup się na uspokojeniu oddechu. Jeśli zajdzie taka potrzeba zagarnę część twojej mocy, więc nie musisz się bać, jak coś nie wyjdzie.
Spokojny głos ledikanki pomógł szlachcicowi opanować się, dzięki czemu jego moc przestała niebezpiecznie drgać.
— Doskonale, teraz wyobraź sobie pustą przestrzeń i w niej z wizualizuj swoją moc. — Dziewczyna dała mu trochę czasu. Gdy wywnioskowała z jego miny, że skończył poprosiła, by opisał jej wygląd.
— Jest to zapętlony strumień energii o seledynowo-zielonym kolorze. Cały czas faluje i wygląda jakby składał się z wielu nici. — Poeta skupił się na obrazie starając się go jak najtrafniej opisać. Równocześnie był też nim bardzo zafascynowany. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim. Dotąd był przekonany, że mocy nie można ujrzeć dopóki nie zostanie ona użyta.
— Teraz spróbuj dostrzec kryształ — kontynuowała dziewczyna, wkładając mu w dłoń kamień. — Dałam mu odrobinę energii, żeby było ci łatwiej. Powinna być błękitno-złota.
— Widzę dwa źródła tej mocy. Jedno malutkie, drugie bardzo duże.
— To większe to ja — zaśmiała się łuczniczka. — Skup się na tym mniejszym.
— Są też inne barwy porozrzucane wokół nas... — zaprotestował Glenn, tracąc trochę pewność siebie.
— Spokojnie, to inne osoby. Jak skończymy wyjaśnię ci to szerzej. Teraz skup się ponownie na swoim źródle i krysztale, dobrze?
Jesse skinął głową.
— Chwyć swoją moc i przelej ją do kryształu. Na pewno się zmieści, zobaczysz.Tylko pod żadnym pozorem nie przelewaj wszystkiego. Musisz zostawić sobie część do życia.
Dayna bardziej skupiła się na źródle Glenna, by móc go w porę zatrzymać.
— Starczy! — krzyknęła, gdy prawię przesadził. — Przestań przytrzymywać oba źródła i otwórz oczy.
Jesse posłusznie opuścił przestrzeń w jakiej się znajdował i dopiero po otwarciu oczu, poczuł naprawdę duże zmęczenie.
— Świetnie ci poszło — pochwaliła go dziewczyna. — Korzystając z okazji, że już tu jesteś, przy następnych napełnianiach kryształów, poproś kogoś by cię nadzorował. Będzie ci łatwiej.
— Dziękuję... Za wszystko. — Młodzieniec uśmiechnął się szczerze, czując dużą ulgę po pozbyciu się nadmiaru mocy. — To powiesz mi więcej o innych barwach energii?
— Przede wszystkim nazywamy je aurą. Jak już zauważyłeś,  mają dużą różnorodność barw i posiada ją każdy, nawet nie naznaczeni — wyjaśniła Dayna.
— Domyślam się, że idzie za jej pomocą rozróżnić maga od zwyczajnej osoby.
— Dokładnie. Nasze są wyraźniejsze, ale starczy ci na razie tej nauki. Idź się jeszcze zdrzemnij. Przyda ci się. — Ledikanka wstała i wyciągnęła dłoń w stronę Glenna, by mu w tym pomóc. — Wrócę później z waszym śniadaniem.
— Ostatnie pytanie, naprawdę — zapewnił młodzieniec, widząc wymowne spojrzenie łuczniczki. — Wiesz może dokładniej co z Renem? Wczoraj jego ojciec niewiele nam powiedział.
— Rion z wami rozmawiał? — łuczniczka nie ukrywała zaskoczenia.
— I grał w karty... Aż takie to dziwne?
— Tak. Co do Rena, sama niewiele wiem. — szybko zmieniła temat. — Dopiero będę do niego szła. Opowiem wam wszystko, jak tylko będę wiedzieć.
Glenn również wstał i nim zdarzył spostrzec co się dzieje neathianka wtuliła się w jego ramiona.
— Do zobaczenia — szepnęła i ruszyła w kierunku wyjścia.
Gundalianin odprowadził ją wzrokiem do wyjścia. Jeszcze chwilę stał zaskoczony, po czym wrócił do przyjaciół i w milczeniu poszedł spać.

•••

Lyphionim przewertował kolejna księgę w poszukiwaniu odpowiedniej inskrypcji. Potrzebował przysięgi milczenia lub podobne jej zaklęcie, lecz miał problem by cokolwiek takiego znaleźć. Oczywiście starzec miał gdzieś wszystkie kluczowe zaklęcia w języku bogów, jedynie to „gdzieś” chwilowo było bliżej nie określone.
Niestety pierwsza mowa była na tyle archaiczna, że nawet on miał problem ze złożeniem trudniejszych zdań. Ledikanie zwykli używać jednego z jej młodszych dialektów i to z reguły jako ułatwienie do władania mocą. Rzadziej przysięgali w nim i konwersowali między sobą, chronieni przed uszami postronnych. Weliach był językiem z o wiele mniejszym wpływem na moc niż pierwsza mowa, co sprawiało, że w nim można było skłamać. Pierwsza mowa z kolei bezpośrednio kształtowała energię i to czyniło ją niezwykle potężną.
— Whisper, wiesz może gdzie zostawiłem księgę z głównymi inskrypcjami? — gundalianin zwrócił się do białej kulki leżącej na niewielkiej poduszeczce. Bakugan dopiero po dłuższej chwili rozwinął się z ziewnięciem i rozejrzał po pomieszczeniu. Gdy odnalazł zgubę, odezwał się, a jego głos brzmiał jak kilka nakładających się na siebie szeptów. Zrozumienie go wymagało naprawdę dużo wprawy, która na szczęście Lyphionim posiadał.
— Ciepło.
— Whisper... Musisz? — gundalianin mruknął z niezadowoleniem.
— Nam obu przyda się trochę rozrywki — odparła istota, co jej towarzysz skwitował westchnieniem i przewróceniem oczami. — Zimniej. Cieplej. Gorąco. Widzisz, jaki dobry jesteś w tą grę?
Mag prychnął pod nosem.
— Tak, tak, co powiesz na dzień wolnego, gdy już dokończymy sprawy z przyjaciółmi naszego Rena?
— Gorące źródła? — bakugan zdawał się być aż nadto zainteresowany propozycją.
— I trochę dobrego sholie* — dodał starzec, idąc do gości.
Będąc na miejscu, wszedł do pomieszczenia, jak zwykle nie od razu dając znać o swojej obecności i obserwował przez chwilę młodzież.
Gundalinie konwersowali w najlepsze wraz z jedną z ledikanek.
Miała ona mocno dziewczęcą urodę i siedziała za plecami Glenn’a, wplatając mu we włosy barwne piórka. Młody mag, z kolei, wydawał się być nieco zdezorientowany zaistniałą sytuacją i co chwilę niepewnie zerkał na Dayne. Jego aura nie była już tak chaotyczna i duża, jak poprzedniego dnia, co cieszyło starego ledikanina.
Pozostała dwójka gundalian zdawała się być już mniej interesująca. Żadne z nich nie miało predyspozycji by zostać naznaczonym, jednak aura zielonowłosej dziewczyny wyróżniała się nieco. Wskazywało to na jakąś nietypową zdolność, lecz Lyphionim był pewien, że nie jest ona jaszczurokształtną*.
W końcu jednak mag ukazał się młodzieży. Łuczniczka widząc go natychmiast lekko dygnęła.
— Witajcie — odezwał się spokojnie, uśmiechając się. — Nazywam się Lyphionim i jestem przywódcą Ledikan.

*sholie - gundaliański odpowiednik wina
** jaszczurokształtni - rasa gundalian, nie wyróżniająca się za bardzo wyglądem. Jej członkowie mają zazwyczaj trochę dłuższe, rzadziej masywniejsze rogi. Ich cechą charakterystyczną jest fakt, że potrafią przybrać postać jaszczura.

1 komentarz:

  1. Omg, omg, jak ja dawno u ciebie nic nie komentowałam. O.O
    Wybacz, postaram się to nadrobić jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń