Ren, dla którego to było jak najbardziej naturalne i prawdziwe, również wolał nie zagłębiać się w te tematy. To właśnie on najbardziej był świadom, jak wiele tajemnic Podziemi nie może wyjść na światło dzienne. Krawler nie bez powodu na towarzyszy wybrał gundalian, których darzył największym zaufaniem, ale nawet im nie mógł pokazać zbyt wiele. Świat, z którego pochodził, był o wiele bardziej niebezpieczny niż komukolwiek mogłoby się zdawać. Gundalia i Neatia otrzymały już pokaz tego jakie zagrożenie potrafi nieść pradawna moc zamknięta w tamtym miejscu.
Nawet droga prowadząca do Podziemi nie była zbyt bezpieczna. Rozległe terytoria demonów i podziemne labirynty mało komu pozwalały przedrzeć się żywemu, stanowiąc równocześnie idealne miejsce do zsyłania wygnańców. Wyrok, który brzmiał w pewien sposób przychylnie, oznaczał śmierć.
Władza Gundali nadal nie była w stanie poradzić sobie z samosądami, głównie jeśli przewinienia miały charakter magiczny. To właśnie za władanie mocą najczęściej porzucano gdzieś na demonicznych pustkowiach, uważając, że naznaczeni są w stanie poradzić sobie w starciu z demonem.
Jedną z takich egzekucji drużyna Rena miała okazję minąć.
Związany mężczyzna otrzymał cios w twarz, śmiąc błagać o litość. W tej sytuacji mógł jedynie liczyć, że potwory szybko go nie odnajdą, lecz stado czarnych ptaszysk nie wróżyło nic dobrego.
Przelatujący w oddali gundalianie, żałowali, że nie są w stanie pomóc wygnańcowi. Niestety zbyt wiele by ryzykowali tak śmiałym posunięciem.
— Nie powiecie nikomu, prawda? — spytał Jesse, zbyt doskonale świadom, że jego również może czekać taki los. Jeden fałszywy ruch, a przestanie się liczyć nawet jego szlachetne urodzenie. Poeta nie chciał dzielić losu wygnańca, jednak w momencie gdy odkrył, że jest naznaczony nie było już odwrotu. Glenna pocieszał jedynie fakt, że nie jest jedynym kto ukrywał magiczny sekret. Mógł rozpoznać kto również włada magią i wiedział, że takich jest wielu.
— Nie, choćby dla własnego dobra — stwierdził Neva, starając się nie ukazać żadnych emocji. — Ale uprzedzam, stary Brown będzie nas wszystkich przesłuchiwał. Może poza tobą, Ren — dodał na koniec.
Krawler westchnął. Już wcześniej się domyślał, że Vosrix będzie próbował zastraszyć któregoś z jego przyjaciół. Mężczyzna wybrał najsłabsze ogniwo całej grupy. Vidama, którego teoretycznie najłatwiej było wyłamać. Gundalianin był młodszy od nich o kilka lat i nie przeszedł w tej drużynie tyle co reszta. Był jednak wystarczająco z nimi z zżyty by nikogo nie zdradzić, a o zdrajców było niezwykle łatwo.
— Wiedziałem, że nawet będąc na bezludziu się od niego nie uwolnię — westchnął Ren. — Proszę, nie mówcie zbyt wiele o tym co zobaczycie. Brownowie powinni wiedzieć jak najmniej.
— Nie powiemy — obiecała pewnie Zenet, chwytając dłoń przyjaciela. — Tylko Ren, wiesz, że on w końcu pozbawi cię stanowiska i to w sposób, którego byś nie chciał.
— Brown cię nienawidzi — dorzucił Vidam, posyłając generałowi zazdrosne spojrzenie, które umknęło Surrow.
— Zdążyłem zauważyć — mruknął beznamiętnie Krawler. — Po tym jak otrzymałem to stanowisko, nie było narady, na której nie próbowałby mi umniejszyć. Przynajmniej pozostali generałowie są mi bardziej przychylni. Tylko nawet oni nie ukrywają, że woleliby na tym stanowisku, kogoś lepiej urodzonego od wygnańca. — W ostatnich słowach gundalianina dało się słyszeć wyraźną gorycz. Warunki w jakich się wychował niewątpliwie nie należały do dobrych i często stanowiły istotną przeszkodę. Nie raz pogardzano Renem i jego zdaniem, tylko ze względu na jego pochodzenie. Młody Krawler niczym sobie nie zasłużył na zsyłkę do Podziemi, nawet będąc dzieckiem jakim tam trafił.
— Ren, ktoś cię potraktował jak tamtego mężczyznę, którego mijaliśmy? — spytał niepewnie Glenn, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Poeta nie wiedział nawet, jak bardzo tamten docenił ten gest.
— Nie... Byłem dzieckiem, kilkuletnim... Rodzice pozostawili mnie w tunelach licząc, że odnajdą mnie Strażnicy Podziemi i przetrwam. Oni sami pewnie zginęli niewiele później... — Ren spochmurniał, mimowolnie przypominając sobie dzień, w którym stracił rodzinę. Wolałby zapomnieć to zdarzenie, a pamiętał je o wiele lepiej niż cokolwiek inne.
***
Czuł ciepło pochodzące od twardego ciała mężczyzny, a równomierne kroki skutecznie kołysały do snu. Było jednak coś jeszcze, coś czego zamglony zmęczeniem umysł nie dopuszczał do świadomości.
Zdawało się to chłopcu całkowicie nie istotne, w końcu zamknięty w ramionach ojca był bezpieczny. Zamiast tego dziecko wolało zastanawiać się nad znaczeniem czarnych wzorów zdobiących tors jego rodzica. Inni zawsze wzdrygali się na widok tych znaków, chociaż ich strach mógł wzbudzać sam mężczyzna. Ojciec chłopca był postawny i o wiele silniejszy od każdego kogo dane było mu spotkać.
— Tato, gdzie idziemy? — spytało sennie dziecko, bawiąc się długimi włosami rodzica.
— W bezpieczne miejsce. — Mężczyzna z uśmiechem odgarnął niesforne pasmo zbrojoną w łuskowatą rękawicę dłonią. Wydawał się być niespokojny.
— A gdzie mama? — kolejne pytanie wydobyło się z ust dziecka. Maluch zdecydowanie bardziej był przywiązany do swojej matki i to z nią spędzał więcej czasu. Jego ojciec często znikał, a gdy wracał miał w sobie coś co niepokoiło nawet jego syna, chodź ten nigdy nie zaznał od niego krzywdy.
— Tutaj, słonko — drobna kobieta jak na zawołanie wyszła za pleców męża i ucałowała swoje dziecko w głowę. — Jestem tutaj.
Malec z uśmiechem zmrużył oczy i wtulił się w ojca, nieświadom tego co go zaraz czeka. Tego dnia po raz ostatni widział swoich rodziców.
***
— Następnym razem ty go niesiesz, Jesse — fuknął Neva, poprawiając podskokiem Krawlera, którego miał na baranach. Gundalianin zasłabł tuż przed wejściem do podziemnego labiryntu, a Vidam został zmuszony nieść go. Tunele były zbyt wąskie by pomieścić bakugana w jego pełnej formie.
— To ty tu jesteś osiłkiem — zauważył Glenn, odruchowo zerkając do swojej książki. Półmrok jednak skutecznie zniechęcił go do lektury. Lampa, którą posiadali, dawała zdecydowanie zbyt mało światła.
— W tych warunkach do wierszyków nie uciekniesz — zakpił najmłodszy z gundalian, z satysfakcją otrzymując mordercze spojrzenie poety.
— Poza tym, Jesse, nie widzę by tu pisało „Słownik ciętych ripost” — drażnienie Glenna kontynuowała Zenet, nachylając się tak by móc spojrzeć na okładkę.
Szlachcic westchnął z rezygnacją. Wiedział, że potyczki słownej z takim duetem nie wygra, więc przeszedł na przód kolumny, unikając konfrontacji.
Zmęczony Linehalt korzystając z okazji przysiadł na ramieniu szlachcica. Bakugan w tej chwili był jedynym kto mógł przeprowadzić ich przez labirynt. Niestety nie odzyskał jeszcze pełni sił.
— Nie obrażaj się tak od razu, Glenn. — Vidam udał urażonego i zaraz wyszczerzył się ponownie, ciesząc trochę luźniejszą atmosferą.
— Neva, mógłbyś mi się nie wydzierać prosto do ucha? — mruknął, kwasząc się Ren. Ocknął się, lecz nadal nie wyglądał zbyt dobrze. Niestety Surrow nie spostrzegła tego od razu.
— Ren! — wykrzyknęła dziewczyna, natychmiast znajdując się obok przyjaciela. — Lepiej ci? — spytała, lecz dopiero po chwili dostrzegła mizerność przywódcy.
— Nie podnoś głosu, proszę. — Generał skrzywił się jeszcze bardziej i skulił, mocniej przytrzymując się Nevy. Gundalianie wymienili między sobą zaniepokojone spojrzenia. Kolejne pogorszenie stanu Krawlera nie wróżyło nic dobrego.
— Nie powinieneś wyruszać na ta misję. — Glenn dotknął czoła przyjaciela, sprawdzając jego temperaturę. Gundalianin był wychłodzony, więc poeta ściągnął swój płaszcz i okrył go nim.
— Wracamy? — spytał Neva, patrząc na Jessego i Zenet. W tej sytuacji zdanie Rena maiło najmniejsze znaczenie, mimo jego rangi. Pozostali zbyt dobrze znali jego upartość, która momentami graniczyła z głupotom.
— Linehalcie, ile drogi zostało nam do Podziemi? — szlachcic zwrócił się do darkusa, odpoczywającego na jego ramieniu.
— Dziesięć, do dwudziestu minut marszu. — Bakugan zmartwiony przyglądał się swojemu wojownikowi. Wiedział, że Krawler musi dotrzeć do domu, bo tylko osoba z którą miał się spotkać mogła mu pomóc. — Bliżej nam do celu niż wyjścia. Poza tym, wszyscy będziemy mieć kłopoty, jeżeli wrócimy bez mapy.
— Linehalt, ma rację — przyznała nie chętnie Surrow, chcąca jak najszybciej wrócić do domu. — Gdy wyjdziemy z tuneli znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce gdzie się wyśpisz Ren. — Gundalianka uśmiechnęła się do generała, co zaowocowało kolejnym zazdrosnym spojrzeniem Vidama. Tym razem dziewczyna je zauważyła. — A ciebie co znowu ugryzło, Neva?
— Nie ważne — mruknął gundalianin wyruszając w dalszą drogę.
***
Miejsce, do którego dotarli, zdawało się nie należeć do Gundali. Podziemia były mroczne, ale równocześnie posiadały o wiele bardziej bujną roślinność, niż reszta planety. Z kolei tutejsza aura miała w sobie coś niezwykłego i niepokojącego. Gundalinie byli gotowi rzec, że znajdują się pod Neatią, a nie ich rodzimą planetą. Z kolei celem ich podróży okazał się być ogromny kamienny filar, podtrzymujący strop jaskini, stanowiącej tą krainę. Skała była wydrążona tak by dało się w niej mieszkać, a każde pomieszczenie znajdowało się na innej wysokości. Drużynę, Ren zostawił w kuchni i mimo protestów Surrow, sam wspiął się łukowymi schodami na wyższe piętro.
Krawler tęsknił za tym miejscem i spokojem jaki miał, gdy już nauczył się tu żyć. Młodzieniec niejednokrotnie przeklinał się za ślepe podążanie za marzeniem, które oddaliło go od domu. Tak bardzo pragnął zobaczyć piękno zewnętrznego świata, że nie zatrzymał się widząc jego zepsucie. Gundalianin poddał się pustej obietnicy, która zwróciła go przeciwko bogini, którą powinien czcić.
Liv mogłaby tchnąć życie w Gundalie bez wojny. W końcu we wszystkich legendach przedstawiano ją jako niezwykle łagodną istotę i ci, którym dane było usłyszeć jej głos, mieli podobne odczucia. Niestety po konflikcie bogini odeszła, zachowując resztę swej mocy dla następcy, który według przepowiedni miał się niedługo objawić. Lecz umierająca planeta mogła nie dotrwać do tego czasu.
— Droga tutaj, zajęła nam zdecydowanie zbyt dużo czasu — mruknął do siebie Ren, docierając w końcu do biblioteki. Stare księgi, jak zawsze stały, równo poukładane na półkach, a stół, przy którym Krawler niejednokrotnie zasypiał, także nie zmienił położenia. Młodzieniec usłyszał w tym miejscu wiele niezwykłych historii i do dziś pamiętał, że niektóre z opowiastek Lyphionima były skutecznym lekiem na bezsenność. To tu młody generał zgłębiał wiedzę, której nie można było nabyć nigdzie indziej.
— Poradzę sobie, nie musicie się tak nade mną roztrząsać — mruknął gundalianin, z niezadowoleniem odwracając się w stronę przyjaciela, który przyszedł za nim. Nawet jeśli ufał Glennowi, niewskazane było by poeta spotkał jego mistrza.
— Wiem i nie dlatego tutaj przyszedłem. — Jesse spojrzał w stronę drzwi by upewnić się, że nikt nie przyszedł za nim. — Od dłuższego czasu chcę o czymś z tobą pomówić, aczkolwiek wiesz, że ściany lubią mieć uszy. Ren, wiem, że jesteś naznaczony tak jak ja. — Poeta obserwował Krawlera, niepewny jego reakcji. Nawet jeśli znali się długo, to nie mieli jeszcze zbyt dużo okazji rozmawiać na ten temat.
— I co związku z tym? — spytał generał, mierząc szlachcica podejrzliwym spojrzeniem. W rzeczywistości nie przyglądał się mu, lecz jego mocy.
Wszyscy magowie byli w stanie dostrzec aury innych, ale tylko ci wprawieni potrafili wyciągnąć więcej wniosków. Ren, nie potrzebował odpowiedzi Glenna, by wiedzieć co stanowi jego problem. Młodzieniec, jak nie jeden początkujący, miał trudność w kontrolowaniu drzemiącej w nim energii.
— Znam tylko to jedno zaklęcie, które widziałeś, ale ono nie wystarcza. Nie jestem w stanie wyzbyć się nadmiaru mocy, ani też go kontrolować. Wątpię, czy to co potrafię zrobić można zakwalifikować do władania magią. — Jesse niespokojnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Strach, o którym starał się nie myśleć, zaczął brać górę.
Krawler chciał mu pomóc, lecz przypadek jego przyjaciela był bardziej delikatny niż mogłoby się zdawać. Poecie również ciążyło pochodzenie. Gundaliańska szlachta uważała za hańbę posiadanie magów w swych rodach, co pieczołowicie tuszowała.
— Wszystko zależy od tego, czy zamierzasz dalej podążać drogą naznaczonego, czy wolisz pozbyć się ciężaru władania mocą. — W bibliotece znikąd pojawił się obcy mężczyzna. Z pod jego kaptura było widać tylko siwą brodę, a czarny płaszcz skutecznie ukrywał posturę nieznajomego. Starzec był znacznie wyższy od młodzieńców, co również wskazywało na jego wiek.
— Kim jesteś? — spytał, zaniepokojony Glenn. Powinien był zauważyć, gdy tamten wchodził, a mężczyzna po prostu zmaterializował się z powietrza.
— Nie musisz się mnie bać, chłopcze — powiedział uspokajająco obcy, ściągając nakrycie głowy. — Na imię mi Lyphionim i jestem strażnikiem Podziemi.
Mimo że starzec sprawiał wrażenie przyjaznego, Jesse cofnął się i zerknął na Rena szukając w nim oparcia. W przeciwieństwie do niego, generał nie był nawet trochę zaskoczony pojawieniem się tamtego.
— Miło znów cię widzieć, wujku Lyphio — zaśmiał się Krawler, z widoczną ulgą wymalowaną na twarzy. — Nie masz się czego bać, Jesse. To była tylko zwykła iluzja.
— Nie czułem, żadnej aury — mruknął poeta.
— Bo mało o niej wiesz i o magi również. To nie jest takie proste, jak może się wydawać. — Wychowanek Podziemi spojrzał znacząco na swojego mistrza, sugerując mu, że od jego decyzji zależy, ile dowie się Glenn.
— Posłuchaj mnie chłopcze. Magia jest niezwykłym i potężnym darem, lecz lud nie bez powodu się jej obawia. — Zaczął ze spokojem starzec, nie spuszczając wzroku z Jessego. — Tu możesz nauczyć się nią władać, jednak jeśli tego nie pragniesz, mogę zaproponować ci inne wyjście. Moc da się zapieczętować, tak by nie sprawiała już nigdy więcej kłopotów. To, którą z tych opcji wybierzesz, zależy od ciebie.
Mężczyzna skierował się w stronę jednego z regałów i ściągnął z niego małą skrzynie, kładąc ją potem na stół. Szlachcic w tym czasie zaczął rozważać wszelkie za i przeciw, przedstawionych mu propozycji. Mógł wiele stracić i tyle samo zyskać.
— Nie śpiesz się z decyzją — Ren przerwał rozmyślania przyjaciela. — Nie mamy wystarczająco czasu na żadną z tych rzeczy — westchnął.
— Co w takim razie proponujecie? — spytał Glenn.
— Potrafisz przekazać energię? — Lyphionim zbliżył się do szlachcica i gdy tylko otrzymał twierdzącą odpowiedź podał mu niewielki woreczek. — Wlewaj w te kryształy tyle mocy ile zdołasz. Przez jakiś czas to powinno wystarczyć, ale jak tylko podejmiesz decyzję, wróć tutaj.
— Mam nadzieje, że jesteś świadom, że ta rozmowa ma zostać między nami. — Krawler, dodał mierząc wzrokiem kolegę.
— Wiem i zachowam to dla siebie — odparł Jesse. — Tylko Ren, co z mapą po, którą tu przyszliśmy.
— Wszystko już przygotowałem — zamiast generała, odezwał się jego mistrz. — Również leki, które powinny ci pomóc, dziecko — starzec zwrócił się do swojego ucznia. — Westaria* dwa razy dziennie...
— Ale to wywołuje wymioty — zaprotestował gundalianin.
— A trzymałeś się diety? — retoryczne pytanie, speszyło młodzieńca. — Masz cztery porcie, bierz przed jedzeniem. Liesios** trzy na dzień, w ekstremalnych warunkach cztery. Z kryształami wiesz co zrobić i pilnuj proszę co jesz.
— Tak, wiem — mruknął bez przekonania młodzieniec, odbierając swój woreczek.
— A teraz już idźcie, zanim wasi przyjaciele tu przyjdą lub ktoś inny. — Lyphionim ponaglił młodszych i pożegnał się szybko ze swoim wychowankiem. — Dbaj o siebie, dziecko.
*Westaria - roślina rosnąca na Gundali. Ma działanie oczyszczające, ale efekt zależy od sposobu jej użycia. Zjedzenie kilku listków wywołuje wymioty. Wypity słaby napar oczyszcza organizm z toksyn, a silny służy do obmywania ran.
** Liesios - zioło o działaniu uspokajającym i rozgrzewającym. Przyśpiesza regenerację. Występuje na obu planetach.
~~
Napisanie tego zajęło mi trochę dużo czasu, ale przynajmniej jest dłuższy. Przez te dwa miesiące też sporo się u mnie działo. Druga impreza osiemnastkowa, śmierć kota, przygarniecie kolejnego (najbliższe schronisko mam ponad 50 km od domu), no i oczywiście szkoła.
Jeśli chcecie mnie skrzyczeć za tempo pisania, to będzie okazja na Pyrkonie.
Jeśli chcecie mnie skrzyczeć za tempo pisania, to będzie okazja na Pyrkonie.
Będę tam w smoczej albo kociej bluzie, zależy czy uda mi się ta pierwsza uszyć XD
Super
OdpowiedzUsuńGomen że kom tak późno, ale miałam zajęć
OdpowiedzUsuńJane: Między innymi dramatyzowaniem o rozdziałach i niesprawiedliwości świata
Stul twarz, mam prawo do wyrażania emocji, tak? >.>
Jess: Jak w kinie?
Ale ten tekst "Zamieńcie mnie z powrotem w zegar" wygrał
Aki: Czuję analogię do pewnej pary..krehehe Spectra khrere Jess.
Jess: Dyskretnie, nie powiem xD
Jak zwykle mówimy na temat xD Dobra ogar Ekipa. Reeen *^* *przyciąga go do siebie* Spokojnie, ja tym generałom zrobię piekło. Mam demony, psychopatki, Jess i Spectrę, więc to tylko kwestia czasu
Jenn: A co będę z tego miała? *piłuje paznokcie*
No nie wiem, może ci stworzę nowe żywe źródło dochodów.
Jenn: Kogo zabić? ^^
Jess: Czemu nie lubią magów? Przecież to nie są takie inne Tytany i Reiko
Jenn: Ja też magów nie darzę miłością
Dan: Ty nikogo nie kochasz
Jenn: Brawo, chłoptasiu, szybkie kojarzenie faktów to zdecydowanie nie twój atut
Dan: Phy >.>
Shadow: Haha, znów cię zniszczyła xD
Dan: Pysk
Jess; Jak do psa xD
Jakieś magiczne zioła *wybucha śmiechem* O niee moja zielarka mi się przypomniała xDD
Jess: Reiko masz kumpla *prezentuje staruszka* On też ma jakieś dziwaczne eliksiry, ale przynajmniej tłumaczy z sensem. Czegoś się od niego nauczysz
Reiko: Dalej do ciebie nie dociera, że nie mogę?
Jess&Aki: Nie
Reiko: Ciebie Akane nie pytałam
Aki: No i?
Nie próbowałyście cię pobić od...wczoraj? Nie no długo wytrzymałyście, gratki. Ja ze swojej strony powiem, że warto się było naczekać i czekam na kolejne ^^
*ale byłam zajęta xD (#telefon)
UsuńEj, ej, ej, wypraszam sobie. Wujek Lypho jest bardzo sympatyczny! Nie to co Reiko.
Usuń(Ten moment kiedy randomowy czytelnik nie ogarnie XD)
Jess: Haha, hejt na Reiko rośnie xD Wybacz Lypho - san, nie chciałam pana urazić ^^"
UsuńMam dziwne wrażenie, że Reiko w najbliższych rozdziałach zostanie jeszcze bardziej znienawidzona ;-;
Jess: Ciekawe czemu >.>
Na mnie tak nie patrz, taki rozwój fabuły
Jess: Yhyyym
Cóż Angel, stworzyłaś postać której nie da się lubić XD
UsuńJess&Aki: Nas się kocha, uwielbia albo nie nienawidzi
UsuńNie chodziło o was...Narcyze jedne. Heh, to się z Rei przez 3 części (o ile je napiszę xD) pomęczycie ^^"
Przepraszam za opóźnienie!
OdpowiedzUsuńLinehalt nie taki straszny jak go malują. To przecież Bakugan o bardzo łagodnym usposobieniu.
Ren mieszkał w podziemiach i wie wiele. Doskonale sobie zdaje sprawę, że niektóre rzeczy nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Tak, rozumne postępowanie. Wybrał najbardziej zaufanych (chociaż ja wciąż mam pewne podejrzenia co do Neva), ale nawet oni nie mogą zobaczyć wszystkiego.
Linehalt sam posiadał ogromną moc, która mogła zniszczyć całą planetę...więc jakie siły kryją się w samych podziemiach? Straszliwe.
Skazańców do podziemi? To okrutne. I to magów? Zarówno Ren jak i Jesse są magami...Ren to jeszcze ma jakieś szanse, bo w podziemiach spędził większość swojego życia, ale
Jesse może mieć prawdziwe problemy. Tak, nawet to szlachetne urodzenie mu nie pomoże...Boi się, każdy na jego miejscu by się bał.
Podziemia napawają lękiem, a jeszcze jak magowie są porzucani w miejsca zamieszkania demonów to nie mają żadnych szans na przeżycie.
Jedyna pociechą byłby fakt obecności w podziemiach Rena...ale jaką Jesse by miał gwarancję? Żadnej. Kompletnie żadnej.
Musi uważać. Obaj muszą być ostrożni.
No właśnie. Stary Brown i to przesłuchiwanie. Mam nadzieję, że Neva nic nie zdradzi. Ale nie ufam mu.
I to właśnie "zazdrosne spojrzenie". Nie ufam mu. Oby nic nie powiedział.
Chociaż skoro jest zżyty to powinien trzymać japę na kłódkę.
Los Rena jest cholernie smutny. Jako niczemu niewinne dziecko został zesłany do Podziemi. Teraz obecnie pogardzany ma wysokie stanowisko, a inni chcą go tego pozbawić.
To okrutne.
Jesse ma wyczucie. :') Nawet jeśli o tym nie wie.
I przypomniała mu się rodzina.
To wspomnienie, dzień kiedy ostatni raz widział rodziców. Bezpieczne miejsce...biedny Ren, tak strasznie mi go żal.
Niczym sobie nie zasłużył na los, który otrzymał.
Aż zemdlał z tego wszystkiego. Ech Neva, nie byłbyś sobą jakbyś trochę nie pomarudził, prawda?
Dobrze, że chociaż mają Linehalta.
"To Ty tu jesteś osiłkiem" XXDD
Śmiejesz się Neva, a przecież ta książka była pusta...
Oo, Ren się obudził. Niestety coraz z nim gorzej. :/ Co się z nim dzieje...
Ren jest strasznie uparty.
Jak widać, nawet Podziemia mają swój urok. Ta "przyjazna część". Ten spokój, którego brakowało Renowi...
I całkiem przyzwoite mieszkanie.
"ślepe podążanie za marzeniem"? -Ren, co się z Toba stało...
Czyli Ren jednak nie był całkowicie sam. W Podziemiach jest jego "mistrz".
Jesse też wie, że Ren jest magiem. Nie dziwne, że się denerwuje- ma moc, nie potrafi jej użyć, ani kontrolować, ponadto gdyby ktoś niepowołany o tym się dowiedział groziłaby mu śmierć.
Chociaż pojawia się teoria, że Bakugany Chaosu byłoby można pokonać magią.
Lyphionim, strażnik podziemi. Aż poeta się przeraził.
Przed Jesse'm pojawiło się wyjście. A nawet dwa. Zapieczętowanie mocy lub nauczenie się, jak jej używać. Chyba wiem, dlaczego Jesse się waha.
Nauczenie się władania mocą byłoby bardzo przydatne...z drugiej strony zapieczętowanie- nigdy by już nie miał problemu, nie musiałby się bać o swoje życie.
Ale traci coś, co otrzymał z jakiegoś powodu. Chyba wiem, co wybierze.
Otrzymał kryształy, w ten sposób pozbędzie się niepozornie nadmiaru mocy.
Chociaż wątpię, żeby wrócił do Podziemii, ale jak się zdecyduje to może się tam udać.
No i miejmy nadzieję, że leki pomogą Renowi wrócić do jego "pierwotnego stanu".
Ciekawe co będzie dalej...proszę Cię Irs, napisz jak najszybciej kolejny.
Weny i pozdrawiam! <3