20 marca 2018

XIII Ukryty żywot cz. 4

— Co powiecie na kąpiel, śmierdziele? — rzuciła zaczepnie Dayna, przynosząc wraz ze sobą zwierzęcy zapach, który zdążył już opaść po jej poprzedniej wizycie. Woń niewątpliwie należała do wilkora, choć po latach obcowania ze stworzeniem, mogła stanowić nieodłączną cześć neathianki.
Drobna dziewczyna spędziła wśród gundalian wystarczająco dużo czasu, by Zenet mogła już prawie bezbłędnie odwzorować jej wygląd na swoim własnym ciele. Studiowała każdą jej cechę głównie ze znudzenia, częściowo też dla zajęcia myśli, by nie krążyły wokół nieprzyjemnych tematów. Co prawda Surrow mogła czynić to również ze swoimi kolegami, ale obu już dawno rozpracowała i stali się zwyczajnie nudni. No może Nevie udało się ją ponownie zaintrygować, gdy przyciągnął ją do siebie przez sen, będąc zupełnie tego nie świadomym, jednak potem zachowywał się tak jak zawsze. Jesse z kolei jedynie trochę mniej uważał na swe gesty i słowa, równocześnie przerażony i podniecony otaczającym go światem. Nic co w przypadku poety odbiegało by od normy.
Dayna z kolei była ewenementem, z którym gundalianka pierwszy raz się spotkała. Jak dotąd nie miała dłuższej styczności z żadnym z neathian, tym bardziej płci żeńskiej. Do tego ledikanka była niewątpliwie magiem. Jej gesty wydawały się Zenet zbyt naturalne i niewymuszone, zupełnie jakby nie musiała nigdy nakładać na siebie żadnej maski, grać kogoś kim nie do końca była. Tej swobody Surrow jej zazdrościła, tak samo jak smukłej sylwetki o szerokich biodrach i wąskiej talii. Jedynie biust gundalianka miała większy i ciało nie poprzecinane bliznami w widocznych miejscach. Chociaż w autentyczność swoich atutów  gundalianka czasem powątpiewała.
Była w końcu mimikiem, mogła zmienić swój wygląd jak tylko chciała i kiedy tylko naszła ją na to ochota. Nie znała liczby swych przemian i nie pamiętała jak wyglądała przed laty. Pewna była tylko tego, że jej włosy w całości były paskudnie rude, a zieleń nadała im sztucznie i że plecy przecinała jej podłużna blizna. Rana zadana, gdy nie umyślnie wzięła na siebie karę, martwego już kolegi, w złym momencie przybierając jego postać. Poza tymi szczegółami wydawała się sobie fałszywa.
— Pedant — Zenet usłyszała kąśliwą uwagę Vidama, skierowaną do poety, niemal od razu gotowego do wyjścia. Znowu zaczęło się nagabywanie z Jesse»go, stanowiące najprawdopodobniej ulubione zajęcie młodzieńca.
— Ja przynajmniej nie roztaczam wokół woni, równej tej należącej do hibaru* w trakcie rui.
Na ten argument Neva nie miał odpowiedzi.
Zenet wybuchła śmiechem, widząc mieszankę zaskoczenia i  wstydu wymalowaną na twarzy młodszego z gundalian.
— I ty Zen przeciwko mnie — jęknął chłopak.
— Wybacz, ale zagiął cię zbyt pięknie — odparła, ścierając niewielką łezkę z kącika oka. — Nasz poeta dorasta, to takie wzruszające.
Glenn przewrócił jedynie oczami i spojrzał prosząco na neathiankę. Zdawał się szukać w niej swojego sprzymierzeńca, ale Surrow zauważyła w jego oczach coś jeszcze. Zaciekawienie, podobne do tego, z którym ona sama studiowała ledikankę.
— Żadne z was nie pachnie zbyt dobrze. No poza Zenet. Wszyscy przecież wiemy, że kobiety się nie pocą. — Dayna puściła w stronę gundalianki oczko, znów używając zaczepnego tonu. — Chodźcie, śmierdziele.
Mimo wszystko, Zenet coraz bardziej zaczynała ją lubić. Wbrew dziwnej zazdrości o urodę neathianki i relację jaka łączyła ją z Renem, a o której  Surrow nie wiedziała zbyt wiele.
— Dayna, właściwie powinnam spytać cię o to wcześniej — zaczęła gundalianka, gdy schodzili już po schodach. — Co cię łączy z Renem? Bardzo się o niego martwiłaś.
— Spostrzegawcza jesteś — zauważyła tamta. — Ren został przygarnięty przez moją ciotkę i jej gundaliańskiego partnera. Ja trafiłam pod ich opiekę kilka lat później. Do kapłanki już wtedy było mi daleko, a feari** ciężko zrezygnować z magi. - Neathianka pokrótce wyjaśniła powód swej obecności w Podziemiach. — Wychowaliśmy się razem. Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, choć teoretycznie jestem jego kuzynką.
— Czekaj, dobrze zrozumiałem, Rena wychowywała neathianka? — Neva zdawał się mieć nagły przebłysk geniuszu. — To dlatego jest trochę ciotowaty.
 — Pierdol się — fuknęła urażona Dayna, jakby stwierdzenie to tyczyło się jej samej.
 — Wiesz, samemu trudno — odparł Vidam, znacząco poruszywszy brwiami.
— Oj, poradzisz sobie doskonale. Z takim zapaszkiem na pewno często robisz to sam. — Dziewczyna ze złośliwym uśmieszkiem odbiła rzuconą jej sugestie.
Gundalianin najwyraźniej nie spodziewał się tak skutecznego kontrataku, bo zamilkł i ku zaskoczeniu Surrow, zarumienił się. I tym razem nie potrafiła powstrzymać śmiechu, nic nie robiąc sobie z zabójczego wzroku towarzysza. Nawet Glenn cicho prychnął, najprawdopodobniej równie rady z nie bycia ofiarą, co z reakcji drugiego gundalianina.
— Przestańcie w końcu — jęknął, coraz bardziej speszony Neva.
—  Mówiłam, że to do ciebie wróci, miau! — odezwał się znienacka melodyjny głosik.
Zen rozpoznała po nim bakugana chłopaka, chociaż samego aquosa widziała raptem cztery razy. Wodny kot był dość nieśmiały i rzadko kiedy pokazywał się innym.
— Nes, ty też? Naprawdę? — mruknął zrezygnowany Vidam.
— Jesteś moim gundalianinem, miau. Muszę korzystać z okazji żeby cię wychować, miau — odparła pewnie kotka, wyciągając swój mały łepek z kieszeni wojownika.
— Ta, jakoś nie specjalnie ci to wychodzi — stwierdził.
— Tylko tak ci się wydaje, miau.
— „Widzisz przyjacielu,/ daleka cię czeka droga./ Lecz słuchaj głosu rozsądku,/ a nie ogarnie cię trwoga.”*** — Jessy nagle zacytował fragment jakiegoś wiersza. — Widzisz Neva, twym rozsądkiem jest to kocie o wdzięcznym głosie. Może dalej zajdziesz stosując się do jej wskazówek.
— Prędzej zbankrutuję na rybach i zostanę śpiewakiem operowym — mruknął sarkastycznie Neva.
— Opera to z pewnością działka, Jesse»go. Coś ci na pewno podpowie, prawda? — ciągnęła Surrow.
Glenn przewrócił oczami.
— Obawiam się, że na edukację naszego dobrego kolegi jest trochę za późno.
— Dacie mi już spokój — spytał zrezygnowany Vidam.
— Oczywiście, ale tylko na chwilę — odpowiedziała Dayna, zatrzymując się na przy drzwiach prowadzących na zewnątrz. — Teraz mogę was już oficjalnie powitać w Skalnym Mieście — powiedziała otwierając drzwi z ciemnego drewna, oddzielające ich od gwaru panującego poza budynkiem.

*hibaru - średniej wielkości ssak, którego feromony maja silny, duszący zapach.

**Fearie - rasa neathian mocno przenikniona magią, przez co 90% jej członków zostaje prędzej czy później naznaczona. Mają bardziej szpiczaste uszy i pionowe powidoki źrenic. Obecnie są praktycznie w całości zmieszani z Senilarami, a jednostki posiadające cechy wyróżniające pojawiają się tylko na trudno dostępnych terenach.

***Tu próbowałam wymyślić kawałek wiersza. Próbowałam...


~~
Początkowo planowałam dopisać tu troszkę więcej, ale po otwarciu drzwi dostałam małą blokadę. Sam rozdział 8 będzie miał jeszcze dwie, albo trzy części (nie wykluczam więcej) i równocześnie będzie najdłuższym napisanym przeze mnie rozdziałem.
Dawno nie pisałam też z damskiej perspektywy i początkowo nie mogłam się przekonać do Zenet, ale muszę przyznać, że przyjemnie mi się tak pisało. (Narrator trzecioosobowy, nie wszechwiedzący, siedzący w głowie jednego z bohaterów)
Dodatkowo jestem dumna z opisów tutaj. Chociaż trochę boli, że Dayna jest chwilowo najlepiej opisaną postacią, kiedy było jej tak mało, a taki Neva jest imieniem i nazwiskiem z kilkoma cechami charakteru. Co do Vidama na pewno opiszę go w jednym z najniższych fragmentów. Mam pomysł na bardzo dogodną do tego sytuację ( ͡° ͜ʖ ͡°)
A nawet arta czekającego na tą okazję ^^
Do następnego <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz