31 grudnia 2017

VIII Ukryty żywot cz.2

Ostatnio pisałam rozdział razem z Dark Angel, który możecie przeczytać na jej blogu: W życiu istnieją rzeczy, o które wart walczyć do końca
Zapraszam!
~~

Linehalt zaciągnął się rześkim powietrzem i od niechcenia przeczesując dłonią miękką trawę. Brunatno-zielone źdźbła przypominały mu te wszystkie chwilę, które spędził razem z Renem w tym miejscu. Chodź wszyscy uważali gundalianina za niezwykle miłą i przyjazną osobę, ten nigdy nie był zbyt towarzyski. Dlatego też większość czasu spędzali z dala od wioski i innych ledikan, ale nawet początek ich przyjaźni nie był tak prosty.
Było to po śmierci Haliar, smoczycy, która tak samo jak Linehalt była mrocznym pomiotem.
Darkus po jej odejściu całkowicie odsunął się od wszystkich, włącznie ze swoim strażnikiem, tracąc bezpowrotnie przyjaciela. Przywykł do samotności i nie ukrywał swojego niezadowolenia, gdy Lyphionim przyprowadził do niego dziecko, które miało zostać nowym strażnikiem. Mimo wszystko chłopcu dość szybko udało się zaintrygować pradawnego.
Bakugan nie mógł się nadziwić temu, jak taka mała i strachliwa istotka, potrafiła się cieszyć z najmniejszych rzeczy. Choćby małym świetlikiem.
•••
— Linehalt, spójrz! — Mały Ren chwycił w dłonie niewielką, świecącą się kulkę.
— To świetlik, nie sądziłem, że one potrafią tutaj przetrwać. — Bakugan przyjrzał się stworzonku. Dawniej widywał je częściej, jednak to było na długo przed jego hibernacją.
— A wiesz co to znaczy? — chłopiec spytał z niezrozumiałym dla bakugana entuzjazmem. — To znaczy, że my też możemy żyć w świetle! Istoty z mroku mogą, żyć na powierzchni!
— Obawiam się, że to nie jest takie proste, Ren. — Dziecko jednak nie słuchało już Linehalta.
Chłopiec zafascynowany świetlikiem zbiegł po nodze bakugana i wirując w namiastce tańca zaczął śpiewać.

muzyka

O słońce jaśniejące na niebie,
O księżycu płynący po niebie.
Spójrzcie na dzieło swych dzieci
Jak piękny jest wasz świat.


Spojrzycie jak ziemia rodzi kwiaty.
Spójrzcie jak rosną drzewa.
Spójrzcie jak pojawiają się owce.
Spójrzcie jak kwitną lilie.

Linehalt nie mógł się nadziwić łatwości z jaką Ren naginał otaczającą go energie, wyśpiewując słowa starej pieśni. U stup dziecka zaczęły wyrastać białe lilie, emanujące delikatnym światłem. Tą niezwykłą zdolność ponoć odziedziczył po swej matce. Niestety problemem chłopca był fakt, że nie potrafił świadomie użyć magii.

•••

Ren westchnął ponownie zerkając przez okno. Był już w domu, w którym mieszkał zanim go i Linehalta wcielono do armii. Rodzina młodzieńca nadal tam mieszkała, chodź chwilowo ich tam nie było, a on sam miał czas by pomyśleć i wypocząć. Jednak samotność w końcu znudziła Krawlera i całkowicie pozbawiony towarzystwa w końcu go zapragnął. Na swojego bakugana również nie miał co liczyć, spodziewając się  go ujrzeć dopiero wieczorem. Rion powiedział mu, jak sytuacja pradawnego miała się przez te dni, a gundalianin nie specjalnie był zaskoczony zniknięciem swojego przyjaciela. Zbyt dobrze go znał.
Zamiast zamartwiać się Ren wyszedł z mieszkania, zabierając ze sobą czyste ubrania. Przede wszystkim chciał się odświeżyć, ale też musiał załatwić kilka innych spraw. Jednak jego palny pokrzyżowali nieco lediaknie krzątający się po mieście. okazało się bowiem, że gundalinin cieszy się znacznie większym zainteresowaniem niżby chciał i szybko zaczęło mu to przeszkadzać. Nie wiedział jak odpędzić zainteresowane nim osoby, jednak szybko ktoś przybył mu z pomocą.
— Ej, ledikanie! — czyiś krzyk przebił się nad  wszechobecnym gwarem, a spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę młodzieńca uczepionego drewnianej konstrukcji utrzymującej parociąg. — Co wy odwalacie? To nasz Ren, a nie jakiś celebryta od siedmiu boleści!
Słowa gundalinina skonfundowały nieco zgromadzonych i już meli się zacząć rozchodzić, gdyby ktoś nie zaczął rzucać nie cenzuralnych epitetów. Między nimi dało się usłyszeć krótki komunikat.
— KALIS! CHOLERO JEDNA! ZŁAŹ Z TAMTĄD SKOŃCZONY DEBILU! ZNOWU BĘDĘ MUSIAŁ WSZSTKO PRZEZ CIEBIE NAPRAWIAĆ! MAŁO MAM KURWA DO ROBOTY!? — grożący wymachiwał przy tym pięścią w powietrzu. Kalis przewrócił oczami.
— To, że nie umiesz tego dobrze naprawić to nie moja wina, Asam!
Słowa te inni skwitowali szybkim „Właśnie”, co skutecznie uciszyło przeklinającego.
Wybawiciel Krawlera, zleciał na ziemię na skrzydłach przypominających jaskółcze. Był jednym z niewielu, którzy również wykształcili sobie również ogon, znacznie poprawiający sterowność.
— Dzięki Swallow, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. — Ren uścisnął dłoń przyjaciela, równocześnie się mu przyglądając.
— Zacząłbyś rozdawać autografy i bilety do wojska — zaśmiał się tamten.
Ledikanin nie zmienił się za bardzo. Na jego czarne krótkie włosy, jak zawsze założone były gogle, trochę trzymające grzywkę uskrzydlonego w ryzach, w czym nie pomagały wątłe rogi. Piwne oczy Swallowa były pełne energii, rzucając wyzwanie światu.
— No słyszałem, że z tobą źle, ale żeby aż tak. Kiedy to ostatnio widziało się fryzjera, co? — zażartował Kalis.
— Zdecydowanie zbyt dawno — odparł generał, kierując się w stronę kuchni. — Idziesz coś zjeść?
— Jeszcze się pytasz! Jasne, że tak!

•••

Cała uwaga Glenna natychmiast powędrowała w stronę starca. Jesse jako jedyny nie zdziwił się, wieścią kim ten jest.
Już wcześniej domyślał się, że zdanie Lyphionima liczy się wśród ledikan. W końcu Ren prosił o mapę, akurat jego, a udostępnieniem tego przedmiotu niewątpliwie wiele ryzykowano. Niemniej i tak miał mieszane uczucia wedle mężczyzny.
Ledikanin wyglądał na miłego, jednak poetę skutecznie konfundował fakt, że nie był w stanie wyczuć jego aury, zupełnie jakby go tam nie było. Mimo tego szlachcic widział go i był przekonany o jego materialności. Do tego poeta miał nieodparte wrażenie, że powinien skądś go kojarzyć.
— Jesse, nie panikuj. Ja też nie potrafię dostrzec jego aury. — Glenn usłyszał w swoim umyśle głos należący do Dayny, a sama dziewczyna złapała go za dłoń.
— To też da się odczytać z aury? — zapytał telepatycznie, szczęśliwy, że ostaniom godzinę spędził na nauce tego.
— Jeśli masz wprawę to tak, ale i bez tego to widać. — Młodzieniec poczuł rozbawienie neathianki. Zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią, jednak przerwało mu stanowcze odchrząknięcie Lyphionima.
— Dayno, mogłabyś. — Sugestywne spojrzenie mężczyzny sprawiło, że dziewczyna natychmiast się podniosła.
— Tak, tak, już znikam — wymruczała wychodząc. — Tylko ich za bardzo nie wystrasz, wujku Lypho — rzuciła jeszcze zaczepnie, przez co starzec się uśmiechnął.
Słysząc to określenie Jesse z odruchu zaczął szukać w mężczyźnie podobieństw do neathianki, chodź nie miało to sensu. Z racji pochodzenia z innych gatunków nie mogli być spokrewnieni.
— Dlaczego Dayna nazwała pana wujkiem? — spytała Zenet, która również zaintrygował  ten temat.
— Ponieważ czuje się za staro, gdy nazywa mnie dziadkiem — stwierdził ledikanin. — Wróciwszy do właściwego tematu. Zapewne domyślacie się, że nie złożyłem wam wizyty bez powodu?
Neva i Zenet nerwowo spojrzeli po sobie, a potem na Glenna. mieli nadzieję, ze ich przyjaciel ma jakiś pomysł i na ich szczęście miał.
— Sądzę, że jako Anante* swojego ludu, pragniesz upewnić się, że wasza tajemnica jest bezpieczna — odpowiedział poeta ostrożnie ważąc każde słowo.
— Nie mylisz się, chłopcze — przyznał Lyphionim i miał kontynuować, gdy przerwał mu Neva zrywając się z miejsca.
— Nie zdradzimy was, przysięgamy! — wypalił młodzieniec, natychmiast otrzymując od Jessego mordercze spojrzenie.
Na szczęście starca ten wybryk w żaden sposób nie uraził.
— Gdyby to jeszcze było tak proste jak uważasz, chłopcze. — westchnął ledikanin, siadając wśród młodzików i to samo nakazując gestem Vidamowi. — Nie mam zamiaru was tu zatrzymywać wbrew waszej woli, tym bardziej, że nie wszyscy jesteście magami. Dlatego chciałbym abyście złożyli przysięgę milczenia, chodź właściwiej było by to nazwać zaklęciem milczenia.
— Ale to nie zrobi z nas magów? — zaniepokoiła się Surrow.
— W żadnym wypadku. Jak myślisz, dziecko, czym my magowie się od was różnimy i jak można zostać magiem? — spytał Anante.
Gundalianka zanim udzieliła odpowiedzi, wymieniła zaniepokojone spojrzenie z towarzyszami.
— Magowie są osobami, które używają zaklęć do władania energią. A zostać magiem można chyba jeśli się takowe zaklęcia znajdzie. Wybaczcie jeśli się mylę.
— Cóż, jesteś w dużym błędzie Zen — zaczął niechętnie Jesse. — To wszystko wygląda inaczej. Magiem nie zostaje się z wyboru, po prostu pewnego dnia budzisz się dziwnie zbyt mocno wypoczęty. Całymi dniami jesteś pełen energii, nie odczuwasz zmęczenia. Możesz nawet nie spać, ale przede wszystkim nie jest się  w stanie zużyć tego nadmiaru sił. Potem jest gorzej, bo zaczynają wokół ciebie dziać się dziwne rzeczy. W końcu odkrywasz, że możesz je kontrolować, ale też uświadamiasz sobie fakt, że zostałeś magiem.
— Wybacz Jesse, żadne z nas nie miało o tym pojęcia. — Neva próbował bronić przyjaciółkę i siebie.
— Nie masz o co przepraszać. Skąd niby mieliście o tym wiedzieć, kiedy ja sam mam niewiele większą wiedzę? — zapewnił przyjaciela Jesse i zwrócił się ponownie do przywódcy ledikan. — Dlatego chciałbym prosić cię Anante, aby twoi ludzie do edukowali nas w kwestii magi. Oczywiście jeśli to nie problem.
— Z pewnością znajdzie się ktoś, kto rozjaśni wam kwestię magii, jednak najpierw oczekiwałbym od was złożenia przysięgi. Cokolwiek się dowiedzcie nie może dotrzeć do uszu postronnych.
— Na czym ona polega? — tym razem głos zabrała Zenet. — Wspominałeś Anante, że to zaklęcie.
— Masz rację, wspominałem. Przede wszystkim to zupełnie inny rodzaj magii, niż ta z którą zetknęliście się do tej pory. Nie jest to energia, którą da się kształtować z odruchu i na życzenie. To moc, która ugina się tylko bogom i ich mowie. Przy tak skomplikowanym czarze niestety jest koniecznością. Zaklęcie, którego na was użyję nie zrobi w sumie nic, nic dopóki nie będziecie próbowali wyjawić naszego sekretu. Przysięga wykryje zdradę zanim zdążycie cokolwiek powiedzieć i aktywuje się czego skutkiem będzie wymazanie wszystkich wspomnień na temat podziemia. Nawet nie odczujecie ich utraty. — Gdy Lyphionim skończył, rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Miny mieli niepewne. — Zaklęcie wykreował jeden z najznamienitszych magów, a zarazem twórca tego miasta. Nigdy od setek lat nie zdążyło się by uaktywniło się bez powodu więc i wy nie macie się czego obawiać.
— I nie mamy wyjścia — burknął Neva. — Miejmy to już za sobą, jestem głodny.
— W takim razie zacznijmy. Obiad w końcu nie może czekać, czyż nie? — zaśmiał się starzec.

*Anante - przywódca, lider jakiegoś zgrupowania. Jest to pewna forma grzecznościowa.

~~

Już myślałam, że nie wyrobię się przed północą, ale dałam radę!
Tak więc życzę wam szczęśliwego nowego roku, dużo, dużo ciastek i weny w tych ciastkach!

W osobnym poście wyjaśnię jeszcze kilka kwestii, w tym dodatkowe języki gundalian.

Pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz